wtorek, 26 stycznia 2016

Zgadnij, kto dziś będzie u mnie na kolacji...

Trzy lata przerwy, wstyd. I w zasadzie nie ma na to wytłumaczenia. Wprawdzie wpadłam w gastronomię po uszy, a kto pracuje zawodowo w kuchni, ten wie, jakie to jest czasochłonne. Wprawdzie w moim życiu osobistym zawirowania i zmiany, których nie doświadczyłam nigdy wcześniej. I wreszcie: wprawdzie mnóstwo czasu poświęcam teraz na odnalezienie siebie na nowo, na spotkania z samą sobą, słuchanie tego, co bywało zagłuszane latami, powroty do przeszłości i zamykanie otwartych wciąż niepotrzebnie rozdziałów. Jednakże tyle czasu trwonię na bezsensowne myszkowanie w Sieci, przyklejona do telefonu niczym do kojącego obtarcia naskórka plastra, to dlaczego nie mogę tego czasu spożytkować sensownie w ostatnich latach? Czy uciekam przed czymś, przed kimś, przed sobą? Tak bardzo brakuje mi powrotów na te strony, tutaj spotykają się moje największe pasje. Czy tym razem uda mi się wytrwać w postanowieniu i regularnie zapraszać kolejnych Gości? Czas pokaże, czy w wieku prawie 31 lat nauczyłam się narzucać sobie jakiś reżim i dyscyplinę, jakże potrzebne w moim wciąż nieuporządkowanym życiu. Rozpoczęłam kilka projektów związanych z pisaniem, w tej chwili są one dla mnie priorytetem, jednakże ten blog zajmuje szczególne miejsce w moim sercu, ponieważ jest pierwszym ogólnodostępnym swego rodzaju pamiętnikiem, w którym każdy może się ze mną spotkać na płaszczyźnie tak intymnej.

Jak dawno nikogo nie witałam na kolacji! Czuję się dzisiaj samotna, aż w uszach dzwoni cisza, taka jakaś wyjątkowo głośna. Na szczęście są koty, zawsze obok, zawsze ja pośród nich. I choćbym mogła karmić monarchów tego świata, gotować dla nich, służyć im, to jednak zawsze wybiorę powrót do tego, co takie powtarzalne i nudne może dla innych, a dla mnie najpiękniejsze, bo moje, bo małe, bo wielkie w swej zwykłości. Poranki z moim czułym, kudłatym i mruczącym barbarzyńcą, który przy pierwszych dźwiękach budzika już kładzie łapkę na moim policzku i domaga się stanowczo pocałunków oraz napełnionej śniadaniem miski. Miasteczka, w których czas się zatrzymał, wszędzie tam, gdzie zostawiałam cząstkę siebie i ich cząstkę zabierałam ze sobą, pociągi pod specjalnym nadzorem, kufle piwa wypijane bez wytchnienia. I choć moje życie to historie bez wieczorowych sukien, bez smokingów, to dla mnie każdy dzień jest świętem, lekcją tańca, dla tych starszych, dla tych zaawansowanych.

Hejże! Chyba wiesz, kto dziś będzie u mnie na kolacji?


Zawsze, kiedy budzę zakwas na chleb, przychodzi mi na myśl "Solaris" Lema. Ta pieniąca się, bulgocząca sama z siebie materia, która z każdą godziną jest coraz bardziej ekspansywna...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz